…w najdalszym zakątku Europy. Finis Terra. 4 000 km od Polski, dalej za Oceanem Atlantyckim już tylko Ameryka.
Chciałam się z tobą podzielić choć fragmentem tej niezwykłej przygody jaka ją spotkała w tym roku. Może dlatego, że jest „znienacka45” po trudnym okresie dochodzenia do tego, że jej życie jednak będzie trwać i tylko ode niej zależy jak przeżyje następne 30 lat. A może z innych powodów, na przykład z powodu wrodzonej koziorożcom skłonności do melancholii, naprawdę nie sądziła, że ją to spotka. Chociaż bardzo chciała udać się w długą podróż, jednak Portugalii w planach nie było.
Poza tym chociaż bardzo chciała, to jednocześnie paraliżujący strach kurczowo trzymał ją w kraju. Przygotowywała się do wyjazdu od jakiegoś czasu, ale ciągle były jakieś mega ważne wydarzenia w kraju wymagające jej obecności. Nie była gotowa. Aż los zdecydował i postanowił dać jej lekkiego kopa. Eeee… to dokąd? Południowy zachód! Kierunek uznany przez los za najlepszy dla niej w tamtej chwili.
Nie mogła tego wtedy ocenić. Choć czuła nieodwołalnie nadchodzące zmiany. To tak jakby widzieć na lazurowym horyzoncie pojawiające się chmury, powoli i skutecznie przesuwające się w twoją stronę. Wiesz, że nadejdą, runie z nich ściana deszczu, może pioruny przetną szarość. Oczyszczą, może powalą na ziemię. Jeśli się podniesiesz, to oczyszczona, wyprostowana, dumnie spoglądająca w przyszłość, odmieniona i gotowa na nowe. Też tak masz?
To brzmi lekko schizofrenicznie, wiem. Ale takie jest ziarno prawdy. Bo pewnie właśnie ziaren prawdy szukasz tutaj wyczuwając, że przepis na lepsze życie jest gdzieś w zasięgu, tylko nie masz pewności w którą stronę wyciągnąć rękę, aby złapać jak najwięcej tego, co dla ciebie najwłaściwsze. Ziarnko tu, ziarnko tam, trochę nowej przędzy i tak utkasz nowe życie…
Jej nowym ziarnkiem, nową osnową życia stało się Algarve. Była w różnych miejscach na świecie, ale w żadnym nie poczuła się jak w domu, a nawet lepiej.
Zakochała się w Algarve, południowym regionie Portugalii. Jest dzika i nieokiełznana, a jednocześnie tam gdzie trzeba jest ucywilizowana i czysta. Portugalczycy uprzejmi i czarujący, ale smutni, tęskniący za dawną potęgą imperializmu zamorskiego. Dzisiaj został im już tylko skrawek Europy, Madera i Azory. To niewiele w porównaniu z tym co mieli. I przecież to wszystko wydarzyło się całkiem niedawno.
Wrócę jednak do tego co dzisiaj. Czyż nie byłoby pięknie właśnie tak na stałe zaczynać dzień? Leżąc w hamaku, poranna kawa, wstające słońce, niewiele ubrania na sobie, cieplutko… piejące koguty i kury karmione bazylią… Czy komuś by to przeszkadzało? No, może poza garstką zazdrosnych znajomych, to pewnie nikomu… Czy właśnie napisałam „zazdrosnych znajomych”? Napisałam. No powiem szczerze, że samodzielnie nie przyszłoby mi nawet do głowy, aby zazdrościć komuś czegoś. Przecież nigdy nie wiadomo z jakimi wyrzeczeniami wiąże się potencjalny obiekt zazdrości i czy byłabym gotowa zapłacić taką cenę? Niech się męczą z tą zazdrością, ja im nie zazdroszczę wypasionych bryk i apartamentów… hahahaha….
Miłość wymaga pielęgnacji. Ale jak pielęgnować taką miłość? Oglądając zdjęcia? Nie może, bo ją w dołku ściska… Słuchając muzyki? Nie może, bo ją znowu w dołku ściska. Czytając książki o Portugalii? Nie może, bo ją jeszcze bardziej w dołku ściska…
Czasem tylko, kiedy w ciągu dnia lub przed zaśnięciem zamknie oczy, widzi tę oliwkę rosnącą w czerwonej ziemi, srebrny ocean, soczystą zieleń sosen piniowych i czuje gorące powietrze pachnące lawendą i rozmarynem… i czaruje rzeczywistość, by jak najszybciej tam wrócić…
Skomentuj, Twoja opinia ma znaczenie :)