Czy raczej masz tak jak większość… dlaczego-nie-zacząć-tego-od-jutra?
Czy kiedykolwiek obudziłaś się rano z myślą… dzisiaj jest ten dzień.
Ten dzień na to, aby zacząć zmianę. Zmianę czegokolwiek. Stylu jedzenia – nie nazywam tego dietą, bo mi się źle kojarzy, rozpoczęcie ćwiczeń fizycznych i raz na zawsze pozbycie się zwyczaju wyszukiwania tony wymówek służących obronie słodkiego-nic-nie-robienia.
Co staje na przeszkodzie?
Zawsze łatwiej jest radzić komuś, niż samemu się do tego stosować, ale ja obiecuję tobie, że nie będę tu pisać o rozwiązaniach teoretycznych, ale tylko takich jakie zadziałały u mnie.
Łatwiej jest zdrowo mówić i myśleć, niż cokolwiek zrobić.
Moje wymówki… numer jeden… nie mam czasu. Zawsze był ktoś lub coś ważniejszego, niż moje ważne sprawy i ja sama. Mój syn, mój mąż, mój szef, moja praca, moja przyjemność (zauważ kolejność), a ja zawsze jakoś dam sobie radę. Oczywiście, że jakoś sobie dawałam, ale nie znajdowałam czasu na zmianę.
Numer dwa… mam tyle stresu. Tyle stresu, tyle obowiązków, no muszę to sobie jakoś zrekompensować przyjemnościami, chociaż małymi. Jakoś wdrażanie np. rygoru ćwiczeń nie mieściło się w kategoriach przyjemności, ale raczej w kategoriach ‘Jezu, kolejny obowiązek’. A odmawianie sobie batona urasta do kategorii krzyżowania żywcem.
Brzmi znajomo?
No to jedziemy dalej.
Czuję, że zmiana jest konieczna. Powoli przestaje być wygodnie w dotychczasowej skórze. Dobrze. Zacznę w poniedziałek. W środę. Pierwszego. W urodziny. Po Gwiazdce. Po Wielkanocy.
Wszystkie te ważne okazje świętujemy jedząc i pijąc. Z rodziną i przyjaciółmi. Lubię to, jestem za. Czy jest coś lepszego niż długi, leniwy niedzielny obiad z bliskimi? Tylko tak trudno odmówić sobie, aby nie przesadzić z ilością… Patrzę na talerz. Czy musi być wypełniony cały? Czy muszę wypijać do tego trzy kieliszki wina? Czy muszę zjadać dwa kawałki ciasta na deser?
Kiedyś wydawało mi się, że muszę, bo mi język ucieknie, albo utonę w ślinotoku.
Chodzi chyba o coś co nazywamy równowagą. Kiedyś nie byłam w tym najlepsza. Jak kochałam to na zabój, a nienawidziłam jeszcze głębiej. Wszystko. Bez wyjątku. Syndrom wszystko, albo nic. A to nie najlepszy przepis na życie.
Teraz jest lepiej. Przyznaję nie jest doskonale, ale jest lepiej i łatwiej. Na przykład nie muszę jeść słodkiego – nie czuję tej tzw. nieprzepartej ochoty. A jak czuję, to wystarcza trochę, a nie cała góra.
Tak więc RÓWNOWAGA to teraz moja bliska koleżanka. Nie jesteśmy jeszcze papużkami nierozłączkami. Ba! Nie jesteśmy jeszcze nawet przyjaciókami, ale jesteśmy na dobrej drodze.
Wiosna za oknem, wyciągamy pastele z szafy, grzebiemy na jej dnie czernie i burości.
Przygotowanie jest kluczowe, a czas najważniejszy.
Dzisiaj to ten dzień.
~ ~ ~
Do czego zmierzam?
Obudziłam się dzisiaj i postanowiłam, że dosyć tego. Po prostu dosyć.
Koniec z gadaniem. Koniec z myśleniem. Koniec z odkładaniem nieuniknionego.
Teraz jest czas na zmiany – do końca kwietnia. Trzeba podjąć wszystkie ważne decyzje, jakie odkładałaś.
Co to będzie w Twoim wypadku?
Skomentuj proszę na dole.
Zapisz się na powiadomienia mailem o nowych wpisach.
Polub mnie na Facebooku.
Dorka napisał
Ten tekst był dla mnie 🙂 Od dwóch tygodni jestem uziemiona z powodu operacji kolana i od tego czasu użalam się nad sobą. I odkładam próbę podjęcia jakichkolwiek działań właśnie „na jutro”. Ale nie! Zainspirowałam się! Wstanę z łózka i pomaszeruję do łazienki aby zrobić oko… Zamienię piżamę na przyjazne ubranko… i uśmiechnę się do siebie. ..I przestanę wyglądać jak stara 46-latka cierpiętnica a spojrzę na siebie jak na kobitkę z ogromem czasu do zagospodarowania. Tyle fajnych rzeczy na mnie czeka! Dziękuję za tę stronkę. Zostaję stałym bywalcem:) Pozdrawiam!
Ewa napisał
Cześć Dorka! Mam nadzieję, że będziesz tu zaglądać regularnie. Zapraszam i pozdrawiam!
Dorka napisał
O!! Jest jeszcze jedna 46 letnia Dorka 🙂 Pozdrawiam forumową bliźniaczkę 🙂